Juliusz Słowacki, obok Adama Mickiewicza, jest zaliczany do najwybitniejszych przedstawicieli polskiej poezji romantycznej. Poeta żył w latach 1809-1849 i zostawił po sobie kilkanaście dramatów, poematy, liczne wiersze oraz jedną powieść. Do jego najważniejszych dzieł zalicza się „Kordiana”, „Beniowskiego” oraz „Balladynę”. Twórczość Juliusza Słowackiego wywarła ogromny wpływ na poetów Młodej Polski oraz dwudziestolecia międzywojennego, przede wszystkim na Antoniego Langego, K.K. Baczyńskiego oraz Jana Lechonia.
Opracowanie wybranych utworów Juliusza Słowackiego
Testament mój
Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami,
Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny,
Dziś was rzucam i dalej idę w cień – z duchami –
A jak gdyby tu szczęście było – idę smętny.
Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica
Ani dla mojej lutni, ani dla imienia; –
Imię moje tak przeszło jako błyskawica
I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.
Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie,
Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;
A póki okręt walczył – siedziałem na maszcie,
A gdy tonął – z okrętem poszedłem pod wodę…
Ale kiedyś – o smętnych losach zadumany
Mojej biednej ojczyzny- przyzna, kto szlachetny,
Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,
Lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny.
Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą
I biedne serce moje spalą w aloesie,
I tej, która mi dała to serce, oddadzą –
Tak się matkom wypłaca świat, gdy proch odniesie…
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb – oraz własną biédę:
Jeżeli będę duchem, to się im pokażę,
Jeśli Bóg uwolni od męki – nie przyjdę…
Lecz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!…
Co do mnie – ja zostawiam maleńką tu drużbę
Tych, co mogli pokochać serce moje dumne;
Znać, że srogą spełniłem, twardą bożą służbę
I zgodziłem się tu mieć – niepłakaną trumnę.
Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi
Iść… taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?
Być sternikiem duchami napełnionéj łodzi,
I tak cicho odlecieć, jak duch, gdy odlata?
Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mi żywemu na nic… tylko czoło zdobi;
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba – w aniołów przerobi.
Wiersz powstał na przełomie 1839 i 1840 roku. Podmiot liryczny, który można utożsamiać z samym poetą, wypowiada monolog, w którym podsumowuje swoje życie oraz twórczość. Słowacki mówi o przyszłych pokoleniach, które przyjmą w spadku jego poezję. Podmiot podkreśla, że nie zostawił żadnego dziedzica, jednak jego dorobek twórczy może być uznawany za dziedzictwo dla przyszłych pokoleń. Podmiot liryczny przekazuje również pewne nakazy dla potomnych. Choć jest on niezrozumiały przez współczesnych i osamotniony w swoich poglądach, to zapewnia że zawsze dbał o dobro ojczyzny. Poeta jest wdzięczny swoim przyjaciołom za wspólne przeżycia i prosi ich, by po jego śmierci jego ciało zostało spalone w aloesie i przekazane matce. Słowacki w wierszu zapewnia o swojej miłości do ojczyzny i wzywa ludzi do walki o ojczyznę. Według poety ludzie powinni zerwać z postawą pełną rozpaczy i skierować swoje siły ku walce o niepodległość Polski.
Smutno mi, Boże
Smutno mi, Boże! – Dla mnie na zachodzie
Rozlałeś tęczę blasków promienistą;
Przede mną gasisz w lazurowéj wodzie
Gwiazdę ognistą…
Choć mi tak niebo ty złocisz i morze,
Smutno mi, Boże!
Jak puste kłosy, z podniesioną głową
Stoję rozkoszy próżen i dosytu…
Dla obcych ludzi mam twarz jednakową,
Ciszę błękitu.
Ale przed tobą głąb serca otworzę,
Smutno mi, Boże!
Jako na matki odejście się żali
Mała dziecina, tak ja płaczu bliski,
Patrząc na słońce, co mi rzuca z fali
Ostatnie błyski…
Choć wiem, że jutro błyśnie nowe zorze,
Smutno mi, Boże!
Dzisiaj, na wielkim morzu obłąkany,
Sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem,
Widziałem lotne w powietrzu bociany
Długim szeregiem.
Żem je znał kiedyś na polskim ugorze,
Smutno mi, Boże!
Żem często dumał nad mogiłą ludzi,
Żem prawie nie znał rodzinnego domu,
Żem był jak pielgrzym, co się w drodze trudzi
Przy blaskach gromu,
Że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę,
Smutno mi, Boże!
Ty będziesz widział moje białe kości
W straż nie oddane kolumnowym czołom;
Alem jest jako człowiek, co zazdrości
Mogił popiołom…
Więc że mieć będę niespokojne łoże,
Smutno mi, Boże!
Kazano w kraju niewinnéj dziecinie
Modlić się za mnie co dzień… a ja przecie
Wiem, że mój okręt nie do kraju płynie,
Płynąc po świecie…
Więc, że modlitwa dziecka nic nie może,
Smutno mi, Boże!
Na tęczę blasków, którą tak ogromnie
Anieli twoi w siebie rozpostarli,
Nowi gdzieś ludzie w sto lat będą po mnie
Patrzący – marli.
Nim się przed moją nicością ukorzę,
Smutno mi, Boże!
Pisałem o zachodzie słońca, na
morzu przed Aleksandrią.
Wiersz powstał w 1836 roku, w czasie podróży poety do Aleksandrii. Wiersz ma charakter hymnu do Boga, do którego Słowacki kieruje swe słowa. W wierszu przejawia się przede wszystkim tęsknota poety za ojczyzną, która jest dla Słowackiego najważniejsza. Niezwykle melancholijny i smutny nastrój podmiotu lirycznego jest spowodowany świadomością, że Polska straciła niepodległość. Podmiot liryczny zaznacza, że wszystko na świecie dzieje się z woli Boga i dziękuje mu za stworzenie pięknego świata, jednak nie jest to w stanie ukoić jego smutku. Choć poeta przyjmuje pokornie sytuację ojczyzny i swój los tułacza, to tli się w nim skarga do Boga i bunt.