Człowiek jest stworzeniem, który uwielbia układanie rankingów, tworzenie katalogów i top 10, 100, 1000 we wszelkich dziedzinach. Oczywiście trend ten nie mógł ominąć książek. Można nawet przypuszczać, że książki stanowiły jedną z pierwszych, jeśli nie pierwszą dziedzinę do skatalogowania. Potrzeba ta z pewnością była podyktowana ogromem zbioru literatury, która ciągle i ciągle się rozrasta. Nie sposób więc poznać wszelkich nowości, jednocześnie śledząc te najważniejsze, moglibyśmy pominąć którąś z klasycznych pozycji literackich.
Prawdziwy czytelnik stoi przed dylematem nie tylko co czytać, ale w jakiej kolejności. Nawet jeśli szkoła próbuje nas nieco w tym wyręczyć, to powiedzmy szczerze, nie spełnia ona najlepiej swojego zadania. Na szczęście Internet i inni czytelnicy coraz lepiej się z niego wywiązują. Dzięki nim możemy szybko dostać informacje o książkach, które trzeba przeczytać /warto znać / bez których nie można się obyć. Niektórzy skrupulatnie będą odhaczać każdą z pozycji na liście, inni ją prześledzą i wybiorą co ciekawsze kąski. Dla innych będzie to tylko ciekawostka, która nie wpłynie na ich czytelniczy świat.
Warto zastanowić się, jak tworzone są te listy, na jakiej podstawie dana książka zaznała zaszczytu pojawienia się na takiej liście. Czynników rankingowych może być naprawdę sporo, a miejsc jest ograniczona ilość.
Jednych zachęcają demokratyczne listy, które wybierane są przez lud, oficjalny system głosów, tajnych lub jawnych, jeśli wielu się spodoba to i ja pokocham tą książkę. Niestety wadą tego jest dość specyficzne zestawienie tytułów. W jednym ciągu „Pan Tadeusz” jest wyprzedzany przez „Harry’ego Pottera”, modny Stieg Larsson może cieszyć się z wysokiej pozycji na liście, a Jerzy Kosiński i „Malowany ptak” z trudem przebija się między innymi tytułami. Demokracja rządzi się swoimi prawami, szczególnie moda, co trochę obniża wyjątkowość tej listy.
Ratunkiem może okazać się lista układana przez profesjonalistów – gremium poważnych literaturoznawców, pisarzy, językoznawców i nauczycieli akademickich może próbować stworzyć listę książek o największym wpływie na dzieje literatury. Czy wtedy „Harry Potter” się uchowa? Jego pozycja może być poważnie zagrożona a przecież gdyby nie J.K.Rowling, spory sektor współczesnej literatury młodzieżowej by nie istniał.
Może więc powołać się na dane sprzedażowe – najczęściej kupowane, wypożyczane, zamawiane przez biblioteki? Czy taka ocena mogłaby być miarodajna?
Niestety, każda z list ma to do siebie, że jest układana według pewnego, mniej lub bardziej subiektywnego kryterium. Choć taka metodologia pozwala osiągnąć pewien sukces, to nigdy nie będziemy pewni, że nie pominięto niezwykłego dzieła w danym zestawieniu. I chyba to jest w książkach najlepsze, że możemy być pionierami w odkryciu prawdziwej perełki nie uwzględnionej na żadnej z list.